Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2020

ROZMOWA PRAWIE LIRYCZNA

Obraz
 ROZMOWA PRAWIE LIRYCZNA - Jestem Ewa. Mam córkę z przypadku,  Barchanową piżamę w pingwiny,  Krzywe plecy po prostym wypadku,  Żółte zęby wskutek nikotyny.  - Jestem Ewa. Kopia własnej matki.  Suma złudzeń życiowych i bóli.  Ciepły mocz wcieram rano w pośladki.  Czucie zwiększam i zmniejszam cellulit.  - Jestem Ewa. Pan doktor zalecił Zawiesinę na emo-wymioty, Trzy ampułki intymnych spowiedzi,  Z małżowiny słuchacza probiotyk.  - Jestem Ewa. Mam majtki w amory I poszewkę utkaną z sekretów.  - Jestem Maks. Konsultanto-algorytm.  Czy chcesz zwiększyć pakiet internetu?

ĄĘCIE

Obraz
 ĄĘCIE Przez "CeHa" na świat mocno się pchałam,  Przez "CeHa" też się schlał internista,  A że matka przez "eSZ" wciąż krzyczała, To wyciągnął mnie lekarz purysta.  Przeorany na rżysku w Skarżysku,  Z głosem brzmiącym jak świerszcz w Szczebrzeszynie,  Krwią zaznaczył "Zet z kropką" w łożysku I zakręcił mi "ę" w pępowinie. Z purystyczno-życiowych popędów Wybierałam li zdania nadrzędne,  Unikałam i ludzi, i błędów,  Bój swój tocząc przez "u" wciąż zamknięte.  W elitarnym "o z kreską" zamknięciu Z bólem sama mierzyłam się co noc,  Bo przez skręty spiętrzone w "ąęciu" Nie przebija się prośba o pomoc.  Życie da się napisać inaczej: Samym "h" chrzanić normy utarte,  Lęk krzykliwym zaznaczać wołaczem, Każdy ból przez "u" pisać otwarte.

WIOSNĄ...

Obraz
 WIOSNĄ...  Wiosną mogłabym z Panem wzdychać,  Tak jak to się wzdycha na wiosnę.  Z tulipana wiotkiego kielicha  Aromaty pochłaniać miłosne.  Wiosną mogłabym leżeć z Panem  Na utkanym ze snów materacu,  I upijać się słońca szampanem,  Kroplą rosy się raczyć na kacu.  Wiosną mogłabym zrywać kwiatki,  By z nich zapleść intymną intrygę.  Pan subtelnie by muskał ich płatki,  Ja (jakkolwiek to zabrzmi) - łodygę.  Wiosną mogłabym z Panem tańczyć.  Nago. Pośród stokrotek i bratków. I się kleić jak mus z pomarańczy Do tych Pana zmysłowych pośladków.  W wir wrzuciłabym Pana miłosny,  Bałamutną przykryła ceratą...  Tylko widzi Pan... Nie ma już wiosny I od razu po zimie jest lato.

*** (Wymyśliłam cię na wiosnę...)

Obraz
*** Wymyśliłam cię na wiosnę pospiesznie na wyznania ciut miłosne ciut grzeszne na forsycje tulipany i maki na rytm serca rozhulany jednaki Wymyśliłeś mnie na lato szybciutko na sukienkę zbyt pstrokatą przykrótką na ten z nieba żar piekielny i z ciała gładkie nogi w filuternych sandałach Wymyślono nas na zimę na jesień gdy się wlepia wzrok w kominek i chce się łzy wylewać te rzęsiste jak deszcze z wiatrem uciec porywistym i jeszcze kiedy szron się przedostaje we włosy gdy z przesytu pozostaje niedosyt gdy się życie w sny obleka wytarte na ramiona gdy się czeka otwarte  

TEJ, KTÓRA ZABRAŁA MNIE DO KRAINY CZARÓW

Obraz
  Tej, która zabrała mnie do Krainy Czarów Na pytanie o to, kim jest mama,  Odpowiadasz dostojnie: wierszantem.  A ja tylko uśmiechy Twe z rana W poetycką upinam girlandę.  Gdy ktoś pyta, gdzie znaleźć mamusię,  Mawiać zwykłaś, że siedzi w notesie.  A ja z loków Twych złotych i wzruszeń Warkocz słowny zaplatam przecież.  Wybacz, proszę: z Norwidem czy z Dantem Najzwyczajniej wspólnego nic nie mam.  Za to Tyś jest prawdziwym wierszantem,  Co mi pisze najlepszy poemat.

(S)PÓŁKOWANIE

Obraz
(S)PÓŁKOWANIE Odkładałeś mnie na półkę Raz po raz  Między nuty a rachunek Ten za gaz.  Więc się nie dziw, żem jest teraz  Przesiąknięta Trochę gazem, trochę potem Dyrygenta. 

BAJKA O MRÓWKOJADZIE

Obraz
 Bajka o Mrówko-jadzie Wyszedł mrówkojad ze swej kryjówki,  By upolować na obiad mrówki.  I szedł za nimi ścieżyną polną Niespiesznie raczej (znaczy się: wolno).  Przynętę zabrał, i zabrał wędkę,  Lecz mrówki były aż nazbyt prędkie Na tę przechadzkę jego mozolną.  I szły zbyt szybko (znaczy: nie-wolno).  Żywotność mrówek nie do zniesienia.  Nóżki ich szybkie zbyt. Do-chodzenia.  On za to nogę miał mniej wydolną. Mrówkojad: wolno. Mrówki: nie-wolno.  Przerosło zwierza w końcu to wszystko.  Wędkę przerobił na kij w mrowisko I pogadankę zrobił przedszkolną,  Że wolno chodzić, tylko nie-wolno.  Kijem rozgonił szaleńcze stadko,  Stop mówiąc żwawym mrówczym paradkom.  I żeby przykryć swą nieudolność Powolność krzewił. W marszu poWolność.

LIKE A DIAMOND

Obraz
 Like a diamond Przyszła po to, by błyszczeć,  Połyskiwać ogniście,  Żeby ciemne zamieniać na jasne.  Tak, by chór śpiewał o tym,  I by życia przymioty  Migotały choć trochę jej blaskiem.  No to gong. W pierwszym akcie  Ona błyszczy na trakcie Jakby księżyc utkany ze złota.  Słodka niczym cukierek  -Szepcze chór akuszerek.  Tylko gwiazdy coś nie chcą migotać.  Drugi akt. Jest rodzinka.  Mąż i dzieci, choinka.  W centrum ona, błyszcząca perełka.  W tle świątecznych szlagierów Mruczy chór reniferów.  Tylko nie chcą migotać światełka.  Akt ostatni. Zmierzch nastał.  Ona cała jest w blaskach.  Odbijają się słońca zachody.  Biały chór dudni za nią,  Że shine bright like a diamond.  Migotały przedsionki i diody.

CZERWONA SUKIENKA

Obraz
 CZERWONA SUKIENKA  Odebrałam ją od krawca w noc czerwcową.  Szył ją długo, bo na kacu, i na miarę.  Wyszło zwiewnie, elegancko i zmysłowo,  Choć ją krawiec lekko musnął mdłym oparem.  Z nonszalancją się w nią prędko wpasowałam,  Bo i ona cała w pąsach, i ja w pąsach.  Do rękawów w mig marzenia pochowałam I cytaty, głównie z Mistrza Ildefonsa.  W kontrafałdach gromadziłam skrupulatnie Myśli czarne, zbiór kompleksów oraz lęki.  Zaś miłości, i te pierwsze, i ostatnie  Zawadiacko upychałam w tren sukienki.  W zamku sukni skryłam wszystkie swe królewny,  Z przeświadczeniem, że się którąś stanę jeszcze.  Prałam często, zawsze w płynie łzawo-rzewnym,  Bo przeszyta była smutkiem oraz dreszczem.  No i była w tej sukience taka siła,  Że ją ciężką od łez mokrych i od złudzeń Na spotkanie nasze pierwsze założyłam,  Choć był biomet niekorzystny, i był grudzień.  Nie pamiętam, czy po knajpie, czy po kinie,...