DZIWNI KLIENCI
DZIWNI KLIENC I Jeszcze trochę naiwni, Jeszcze trochę niezdarni, Spotykali się zwykle Na Rymwida w kawiarni. Ziarna w młynku kawowym Wywijały już twista, W tempie, które nabijał Artur - główny barista. Gdy się Artur oddawał Filo-parz-kawo-zofii, Oni brali, jak na złość, Irish coffee bez coffee. Zgniatał Artur więc ziarna, Nim je zdążył zaparzyć. Oni gnietli swe ciała, Z wypiekami na twarzy. Artur wtedy zastygał Jak lukrowy manekin, Bo chłonęli nie z pieca, Ale z twarzy wypieki. I się pienił jak mleko, Że mu tarty, te słone, Nasiąkają co chwila Jakimś mdłym feromonem. I tak kilka tygodni, Świątek, piątek, niedziela Zadręczała Artura Dziwna ta klientela. Do momentu, aż w menu Się umieścić odważył: Feromonem muśnięty Słodki wypiek z ich twarzy.